O filmie motocyklowym "Droga Wolna"

Nazwa: Film "Droga Wolna"
Trasa: Polska, Rumunia, Ukraina, Turcja, Gruzja
Produkcja: Tomasz Mielcarz, Grzegorz Ruzik, Jarosław Szablewski
Gatunek: trudno powiedzieć
Dystrybucja: Mayfly

1 1 1 1 1 1 1 1 1 1 Rating 4.57 (7 Votes)

Żeby było jednak jasne już na początku. Film Droga Wolna to polska produkcja „nisko”, żeby nie powiedzieć „bardzo nisko budżetowa”. Nie znajdziemy tu więc urzekających slow motion, ujęć z lotu ptaka z przelatującego hexacoptera, ani innych zwyczajowych wypasionych technicznych wodotrysków, znanych z filmów motocyklowych robionych na zachodzie. Jest za to młodzieńczy entuzjazm i piękne zdjęcia. Zasadniczo trudno jest również postawić film na jakiejś  określonej półce filmowej. Bo dokumentem, jak próbuje nam wmówić dystrybutor napewno nie jest. Nie jest to również reportaż, fabuła, ani kino drogi. Czym więc jest?

To raczej luźno posklejane malownicze fotografie. Są trochę jak wyrwane fotki z kalendarza nawiedzonego filmowca, który pewnego dnia wsiadł na motocykl i pojechał gdzieś na wakacje. Podczas podróży wszystko jednak może się zdarzyć. Raz musi bawić się w mechanika, a innym razem rozgrywa mecz z ekipą spotkanych na trasie nieznajomych. Przy piwku opowiada wrażenia o pogodzie, a potem gdzieś w Rumunii jest badaczem polskości. Czasem wciela się bez wyraźnego powodu w rolę trenera personalnego wmawiającego nam i sobie w barze hasła o wolności i powinnościach. Czasami robi się niestety z tego pseudo psychologiczny bełkot, o ważności decyzji w życiu. Na szczęście gdzieś bokiem autorzy puszczają do nas oczko, że nie musimy do końca traktować na poważnie, wszystkich tych wyliczeń i statystyk. Bo przecież droga jest tylko formą ulotną i przejściową niczym terapia na kozetce u psychoanalityka. Przyjemna i wciągająca, ale czasem trzeba zmierzyć się z pozyskiwaniem kasy, płacić rachunki za gaz, zalewać bak i naprawiać motocykl za prawdziwe dolary.

 

Gdyby film miał 30 a nie 90 min. i wyrzucić z niego połowę niepotrzebnych ujęć mielibyśmy pierwszą "porządną" produkcję filmową. Z dobrym dzwiękiem, obrazem i niebanalnym  przekazem. Niestety w pierwszej połowie filmu filmowcy z uporem maniaka poszukując ideowego przesłania, wałkują deklaracje egzystencjalno-moralne do znudzenia. Ich motocyklowe wzloty i upadki są niczym życie rodzinne w brazylijskim serialu telewizyjnym. Niestety to wszystko w sosie niespójnej formy i braku reżyserskiego szlifu powoduje, że wiele ujęć jest wręcz nużących i nie wnoszących kompletnie nic do opowiadania. Widzimy jakieś blokowiska, zespół muzyczny, gościa na BMW, jakiś tańczących ludzi, stado spacerujących mrówek, potem znowu trafiamy do Odessy, gdzie czychają piękne malarki i dobre tanie piwo. Skąd jedziesz, ile krajów przejechałeś? Co sądzi twoja żona o podróżowaniu.... ? itd..itp... Zmieniają się twarze i motocykle, każdy ma przecież kilka powodów, aby wyjechać w świat. Czy jednak są to do końca szczere wyznania przed kamerą? Wydaje się, że mimo stawianych pytań brakuje w tym wszystkim jakiegoś przesłania. Dopiero po wypiciu wódki opowiadanie robi jakby bardziej wciągające i dosadne i nie ociera się o dydaktyzm i autoprezentację.

Warto wspomnieć również o muzyce, która tworzy liryczny i ciepły nastrój. Transowe, wciągające rytmy etniczne bardziej jednak pasują niż eksploatowana wielokrotnie muzyka rockowa, która została dokoptowana jakby przez przypadek i nie koresponduje czasem do rytmu drogi. Lepszym motywem byłoby wykorzystanie Leitmotivu, powielanego w różnych momentach niż puszczanie coraz to innych kawałków.

 

Najbardziej przekonywujące sekwencje filmowe to te, kiedy bohaterowie żegnają w końcu  duże miasta i wjeżdzają w góry Gruzji. Od tego momentu zaczynąją się najlepsze malarskie i przejmujące momenty filmu. Ekipa zostawia gdzieś w głębi motocyklowego kufra napisane scenariusze i coraz głębiej otwiera się na otaczającą przestrzeń. Magia zaczyna się w górach i tu nie trzeba ciągle komentować świata i ludzi. W górach wszystkie kanony znane z wyścigu szczurów, przestają mieć znaczenie. Film nagle robi się wielowymiarowy i nie dotyka dylematów polskiego realizmu, że trzeba mieć na wachę, że trzeba zapłacić rachunki, bo bieda to w końcu pojęcie względne. Ich bieda w porównaniu z biedą mieszkańców gruzińskiej wioski  jest czymś wydumanym i abstrakcyjnym. Dla mieszkańców wiosek są i tak bogaczami, a sens ustawicznych pytań i podziękowań wypala się niczym wczorajszy ogień. Nagle oto w jakiejś zapuszczonej nie wiadomo gdzie wiosce stają się uczestnikami magicznej religijnej procesji. W religijnym misterium w jakim się znaleźli przestają być tylko dekadentami szukającymi abstrakcyjnej wolności. Dotykają nagle czegoś prawdziwego i realnego. Butelka żołądkowej przywieziona w plecaku nie jest zwykłą butelką wódki wypitą z kimś przypadkowym przy ognisku, ale czymś więcej. Oto tworzy się bowiem nagle unikalna więź z napotkanym właśnie człowiekiem, dotykająca magicznej sakralności. A ta oto butelka staje się jedynym co mogą dać od siebie podarunkiem. Szczerym i prawdziwym darem od serca.

 

No niestety wszystko co piękne szybko się kończy. Powrót do banalnej cywilizacji jest równie bolesny niczym nerwowy sen motocyklisty na trasie przy dużej autostradzie. Kiedy z gór ponownie zjeżdżamy do realu i spotkanych zachodnich turystów robi się znów płasko i nudnawo. Bo przecież w końcu trzeba wrócić do szarej  rzeczywistości. I znów myśleć jakby tu zapłacić kolejną fakturę...

 


Komentarze   

RR
0 # RR 2017-05-04 18:19
Ostatnio znow ogladałem w sieci i było warto wrócić do filmu po jakimś czasie...
Cytować
Guest
+1 # Guest 2015-12-21 21:02
Warto oglądnąć, chłopaki się naprawdę postarali. Jeden z lepszych filmów z wypraw jakie miałem okazje oglądnąć. Bardzo swobodnie i naturalnie przedstawiony materiał. Polecam!
Cytować
Guest
+1 # Guest 2015-09-26 18:24
Dzięki wielkie, mnóstwo czasu zajęło mi szukanie w sieci wpisu poruszającego ten temat.
Cytować
© mototour.pl
X

Mototour.pl

Dziękujemy za wsparcie naszego portalu. Zależy ci na tej fotografii. Napisz do nas na adres