Rajd Doliny Dolnej Wisły | |
rajd motocyklowy |
|
Ostromecko | |
26.06.2022 | |
Klasyczny Rajd Doliny Dolnej Wisły | |
1 1 1 1 1 1 1 1 1 1 Rating 4.50 (1 Vote) |
Mógłbym napisać 3 X Tak, ale napiszę 5 X S. Czemu S? Bo było Super. Na początku zacznijmy od pogody. Nie wiem, czy organizator miał tego dnia jakiś układ z Indianami, ale pogoda była przednia – idealna na pokonywanie czarnego asfaltu bez zbędnych ochraniaczy i kilku warstw zabezpieczeń na plecach. Wsiadasz i jedziesz… Jakby nie patrzeć taka jazda daje największy komfort podróży, największe poczucie przyjemności, bez zbędnej napinki i przewidywania. Pod warunkiem oczywiście, że jesteś zatankowany do pełna.
Kilka dni wymarzonej pogody, bez deszczu i wiatru spowodowało, że nawet najbardziej oporni i pedantyczni posiadacze klasyków, postanowili przewietrzyć tego dnia własne motocykle. Tutaj mała dygresja i kolejne S. Nie było żadnych preferencji marki i wielkości silnika, poza jedną. Rocznikiem. Bo jak twierdzą znawcy tematu, wino im dłużej stoi, tym lepsze i droższe. Taki punkt spojrzenia dotyczy również zabytków i oczywiście klasyków, które powoli z biegiem czasu stają się delikatesem, leżąc na półce, a w zasadzie precyzując – stojąc w bezpiecznym garażu.
Oczywiście z biegiem czasu takie zjawisko postępuje powoli i nie każdy ma czas na czekanie, ale ci kumaci co się znają, dobrze wiedzą, jakich zaklęć użyć, aby cieszyć się ulotną chwilą zamknięta w magicznej bańce historii – słowem motocyklem klasycznym, który czasem wymaga szczególnej troski. Taka klasyfikacja spowodowała, że na linię startu przyjechały bardzo „różniste” motocykle. I to stanowiło kolejną wartość.
Mogliśmy tu doświadczyć pełnej kolorystycznej i technicznej ekscytacji, a momentami nawet oczopląsu. Od jasnego zielonego, przez wojskowe barwy oliwki, pustynną oślepiającą jasność piasku, a na wściekłej czerwieni Harleya kończąc. Bo jak wiadomo znaleźć dobrego lakiernika, który umiejętnie dobierze oryginalne kolory, nie jest zadaniem prostym i oczywistym. Najbardziej cieszyły oko te oryginalne kolory starości, które właściciel pozostawił swoistej rzeźbie i erozji czasu. Oglądając rarytasy jak DKW z 1938 r., legendarny Zündapp K500, Phänomen BOB 98, czy choćby zwykłe hybrydy złożone z kilku dawców, można więc było delektować się do woli, szerokim spektrum technicznej myśli z okresu ostatnich 70 lat. Tak... nie było jakiś większych polskich akcentów, typu Sokół, czy choćby SHL 98, ale było kilka cieszących oko wuesek i równie ładnych SHL. Jakby nie patrzeć dominowały boxery radzieckie z różnych okresów produkcji, które mimo najlepszych chęci właścicieli, pokazywały własne pazury oryginalności (czytaj oportunizmu) już na starcie.
I tu kolejna dygresja. To, że "ruski boxer", czy klasyk nie chce czasem zapalić, świadczy o jednym. O tym, że lubi, aby z nim rozmawiać. I to przez cały rok. W końcu rosyjska, a w zasadzie radziecka dusza, tak słabo rozumiana przez technokratów z Europy wymaga ciągłych rozmów, namawiania i negocjacji. Jeśli z nim nie pogadasz regularnie, odwróci się plecami i odmówi współpracy, nie zagada. Tutaj kolejne S. Kiedy zielony Ural odmówił już na starcie dalszej jazdy i okazało się, że pewnie padł moduł zapłonowy, kilku kolegów zatrzymało się i zaoferowało pomoc. Patrzyłem przez pół godziny, jak ekipa prawdziwych bohaterów walczyła z uporem, aby wyeliminować problem. Ktoś zaoferował narzędzia, ktoś wiedzę o elektryce i kabelkach, ktoś podpowiedział jakie kabelki złączyć, a ktoś dał duchowe wsparcie na przetrwanie w trudnej chwili. Nikt nie mówił, nie stękał, że na rajdzie trzeba zrobić czasy i napie…. ile fabryka dało do celu. Przypomniało mi to stare i dobre zasady motocyklizmu oparte na pomaganiu w trasie jak za dawnych lat. Wielki szacuj. Marzę, aby takie czasu wróciły, ale pewnie jestem naiwniakiem. Tutaj duży ukłon dla wszystkich co pomagali, mimo że pacjenta nie udało się ostatecznie uratować.
Warto podkreślić również element organizacyjny. Tu duży S - plus ląduje na konto komandora, który jak ojciec wielkiej rodziny poskładał wszystko do „kupy”, znalazł sponsorów, wybrał trasę, puchary i ostatecznie pomagał wszystkim w czasie objazdu punktów kontrolnych. Wziął trudy organizacji na siebie i w pełni dał radę. Szacun. Oczywiście przy pewnym wsparciu ojca dyrektora „Gawrona” i innych. Ale o tym może w następnym odcinku.
Poniżej kilka ujęć pokazujących wyjazd uczestników rajdu z Pałacu w Ostromecku na trasę.