![]() |
Dolina Dolnej Wisły |
![]() |
droga turystyczna, asfalt, szutry |
![]() |
Polska, woj. kuj-pom, pomorskie |
![]() |
Bydgoszcz - Świecie - Nowe |
![]() |
5 h |
![]() |
1 1 1 1 1 1 1 1 1 1 Rating 4.83 (3 Votes) |
Dolnej Wisły szlakiem…Bydgoszcz – Strzelce Dolne – Włóki – Kozielec – Topolno – Chrystkowo – Niedźwiedź – Świecie - Chełmno - Grudziądz - Nowe
Letni lipcowy dzień. Równie słoneczny jak ostatnie. Jedynie na termometrze mniej kresek, co jednak humoru nie psuje. Na wycieczkę 23 stopnie wystarczą. Choć to godzina 10, Bydgoszcz opuszczamy nieco żółwim tempem na ulicy Fordońskiej. Na jej końcu po prawej stronie mijamy most na Wiśle, a za nim wkraczamy w najstarszą część bydgoskiej dzielnicy zwanej „sypialnią miasta” (od 1973 roku miasteczko Fordon i miasto Bydgoszcz stały się jednością). Mknąc przez ulice Starego Fordonu wkraczamy zaraz w jego nowszą, i jak widać, wciąż rozbudowywaną część (bloki mieszkalne, szkoła czy linia tramwajowa łącząca „sypialnię” z pozostałymi dzielnicami).
Coraz rzadsza zabudowa z blokowisk sygnalizuje nieuchronnie zbliżającą się granicę miasta. Ulicą Wyzwolenia wyruszamy już na właściwy szlak Doliny Dolnej Wisły.
Jako pierwsze witają nas Strzelce Dolne nazwane „spiżarnią Bydgoszczy” (znane z corocznego Święta Śliwki i smażenia pysznych powideł). Jako że nie czas jeszcze na śliwki, jedziemy dalej. Po prawej stronie cały czas malowniczy krajobraz Wisły i terenów zalewowych pokrytych złocistym zbożem czy, sięgającą w tym roku chyba do nieba, kukurydzą. Mijane przez nas pola uprawne po obu stronach drogi oraz przemieszczające się po niebie chmury – niczym bita śmietana po niebieskiej galaretce – dają poczucie wytchnienia od miejskiego pośpiechu. Taka chwila zwolnienia działa kojąco chyba na każdego mieszczucha.
Podążając drogą niemal wzdłuż Wisły przejeżdżamy przez Grabowo. Tutaj zachwyca swą innością kapliczka maryjna. Ta najstarsza w województwie kujawsko-pomorskim przydrożna kapliczka (pocz. XVII w.) otoczona jest pozostałościami po cmentarzu ewangelickim. Tak zwani innowiercy zakładali swoje cmentarze z dala od granic miast czy wsi (chyba że była to wieś zamieszkiwana tylko przez osadników niderlandzkich, wtedy cmentarz wraz z kościołem/kaplicą oraz szkołą stanowiły jej centrum). Dzisiaj trudno już odnaleźć nie tylko pozostałości po takich cmentarzach, ale i same cmentarze, na których protestanci grzebali swoich zmarłych. Nie inaczej jest w tym przypadku, gdy dookoła pola uprawne.
Z Grabowa podążamy dalej. Na naszej trasie zatrzymujemy się przy XVII-wiecznym kościele Nawiedzenia NMP Topolnie. W związku z tym, że to godzina przed południem, budynek kościoła można obejrzeć tylko z zewnątrz.
Zapowiedzią dalszych atrakcji podczas wyprawy jest piękna jabłonka obwieszona do granic możliwości jabłkami, a rosnąca między drogą a kościołem. Jak się później okazało, kilka kilometrów dalej można było na skraju dróg rozkoszować się nie tylko pięknie pachnącymi, ale przede wszystkim wyśmienitymi w smaku papierówkami. Dla mieszczuchów to dziś niezwykły rarytas: zjeść papierówkę i za sprawą jej smaku przenieść się do czasów dzieciństwa i wakacji spędzanych u rodziny na wsi. Aż żal było zostawiać te drzewa i nie zabrać choć kilku jabłek na kompot czy szarlotkę...
Kierując się wciąż niemal równolegle do „królowej polskich rzek”, dotarliśmy do Chrystkowa. Wsi zamieszkiwanej niegdyś przez niderlandzkich osadników. Do dziś pozostało po nich niewiele. Warto jednak odwiedzić zabytkową chatę menonicką (pod numerem 21), liczącą około 250 lat. Przed wjazdem na dawne gospodarstwo menonitów witają nas piękne stare drzewa dające cień przed słońcem, które towarzyszy nam od samej Bydgoszczy, oraz drewniane figurki imitujące gospodarzy. Chata prawie w całości wykonana została z drewna, zaś dach kryty jest strzechą. Na terenie gospodarstwa można zobaczyć oborę, owczarnię (owce wrzosówki), studnię czy pozostałości sadu (w ostatnich latach próbowano odtworzyć stare gatunki jabłoni, jak chociażby antonówka, kosztela, papierówka, szara i złota reneta) z ulami. Zachowały się również tabliczki, którymi znakowano kiedyś wysoki poziom Wisły.
Z Chrystkowa mkniemy do Chełmna. Po drodze mijamy Świecie, do którego jeszcze dziś wrócimy. Niedoszła stolica państwa krzyżackiego wita nas pięknym słońcem. Zwarta zabudowa Starego Miasta pozwala cofnąć się do czasów średniowiecza. Mijamy chełmińskie kamieniczki, fragmenty murów miejskich i podążamy do Kościoła pw. Wniebowzięcia NMP, w którym zachwyca jego ołtarz, niesamowity dźwięk organów oraz gratka dla wszystkich zakochanych – relikwie świętego Walentego. Wisienką na torcie podczas zwiedzania kościoła jest wejście na taras widokowy znajdujący się na szczycie wieży kościelnej. Aby zobaczyć niesamowity widok na miasto w całej okazałości oraz okolicy aż po sam horyzont, trzeba pokonać drogę najpierw krętymi schodkami, a od poziomu dzwonnicy niezwykle stromymi schodami. Niewygody drogi na szczyt wynagradza panorama miasta i okolicy zapierająca dech w piersiach. Co prawda jest to ze zrozumiałych względów widok zza krat, ale warto było. Niestraszny jest również hulający na tarasie wiatr. Staromiejska, wyjęta ze średniowiecza, zabudowa stopniowo przechodzi we współczesną. Ta z kolei stopniowo przerzedza się i widzimy pola, lasy i Wisłę, wzdłuż której dziś podążamy. Kiedy oczy nacieszyły się już pięknem panoramy Chełmna, czas było ruszyć w dół. Droga powrotna była zdecydowanie trudniejsza, bo wymagająca ogromnej koncentracji. Na szczęście nasze stopy zawsze bez problemu trafiały na te strome czy kręte schodki. Podczas tego wyzwania organiści stroili kościelne organy. Przeżycie niesamowite, zwłaszcza dla kogoś, kto do tej pory słyszał jedynie strojenie gitary czy pianina.
Opuszczając mury kościoła, można poczuć ich działanie podczas letnich dni, gdy przyjemny chłód wnętrza nagle zamienia się w upalne powietrze. Tak, właśnie było już południe, a więc temperatura przekroczyła 26 stopni. Z Kościoła pw. Wniebowzięcia NMP podążyliśmy do pięknego renesansowego budynku dawnego ratusza, w którym obecnie znajduje się muzeum. Czas podziwiania tej zabytkowej budowli uprzyjemniły kupione w jednej z lokalnej cukierni drożdżówki z truskawkami. Ciasto drożdżowe palce lizać!
Opuszczamy Chełmno i wracamy do Świecia. Już z daleka wita nas świecki zamek, a bardziej to, co z niego pozostało. Niestety nie udało się go zwiedzić z uwagi na prowadzone prace budowlane, określone na tablicy informacyjnej jako „odbudowa i przebudowa” zamku. Niepocieszeni zdobyliśmy więc twierdzę tylko z pozycji podmurza. Pozdrowiliśmy „tego obcego” strzegącego budowlę i ruszyliśmy dalej w trasę.
A dalej..., wciąż mając Wisłę po prawicy, podążyliśmy w kierunku Nowego na Wisłą. Przejeżdżając przez wieś Mątawy, nie sposób nie zatrzymać się choć na chwilę, by z bliska obejrzeć piękny, choć już niezamieszkały i tym samym ulegający niszczeniu pod wpływem czasu, i rąk ludzkich również, dom pod numerem 52. Urokowi temu domu nadaje przepięknie zdobiony ganek. Ten około 150 letni budynek również jest pozostałością po osadnictwie holenderskich osadników w Dolinie Wisły. Zabytkiem jest nie tylko sam dom, ale również i drzewa znajdujące się przed nim – uwzględniając ich obwód, na pewno są starsze od budynku. I w tym miejscu pojawiła się refleksja przywołująca słowa Jana z Czarnolasu: „Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie!”. Aż chciało się tak właśnie uczynić…
Z Mątaw, jadąc prosto przed siebie, dotarliśmy do cmentarza protestanckiego w Trylu. Ten mennonicko-ewangelicki cmentarz służył do końca II wojny światowej, a więc do czasu zamieszkiwania potomków dawnych osadników niderlandzkich we wsi. Pomimo widocznego zaangażowania miejscowej ludności w utrzymanie porządku i zachowanie dla przyszłych pokoleń miejsca spoczynku zmarłych kilku pokoleń mennonitów, nie da się nie zauważyć również aktów wandalizmu… Pośród zachowanych grobów warto poszukać tego niezwykłego. Jego wyjątkowość polega na tym, iż stanowi alegorię życia: na nagrobku wyrasta drzewo, czyli nowe życie na szczątkach innego.
Na koniec pozostał przejazd wzdłuż wałów przeciwpowodziowych w okolicy Grudziądza. Odległość wałów od rzeki robi wrażenie i jednocześnie uzmysławia, jak nieokiełznanym żywiołem jest woda w przypadku jej podwyższonego poziomu w korycie rzeki. Tereny zalewowe to skądinąd dobre miejsce na pola uprawne, które o tej porze roku pełne są przyszłych plonów. Za polami i lasami w oddali, na drugim brzegu rzeki, niczym w bajce, dostrzec można miasto Grudziądz.
Wały nadwiślańskie w okolicy Grudziądza to był ostatni punkt naszej wyprawy. Podróż bez zbędnego pośpiechu, uwzględniając napotkany zator na drodze, spowodowany wypadkiem komunikacyjnym, zabrała około 6 godzin. To jest oczywiście jedna z możliwych propozycji na objechanie szlaku Doliny Dolnej Wisły. Szlaku o tyle niezwykłego, że za każdym razem można odkrywać go na nowo zarówno pod względem przyrodniczym, jak i historycznym. Szlak można objechać zarówno samochodem, jak i rowerem czy motocyklem tak jak my.